sobota, 2 lipca 2016

rozdział 30


“Ughhhhhhh”
Otworzyłam moje prawe oko po czym i lewe słysząc głośne jęki. Zacisnęłam znów swoje oczy gdy zorientowałam się, że Jazzy była tą, która głośno jęczała, a nie nieznajomy w moim łóżku. 
“Nic ci nie jest?” wymamrotałam. 
Pociągnęła nosem i wyszeptała, “Nie, uważam, że aktualnie umieram. Boję się otworzyć oczy, bo moja głowa tak bardzo boli.”
Musi mieć strasznego kaca. Praktycznie czuję ból głowy promieniujący od niej.
Skrzywiłam się współczując jej, więc podniosłam się z łóżka i wyczerpana podeszłam do okna i pociagęłam za zasłony bardziej je zamykając po czym wrócłam do łóżka. “Prosze, to powinno nieco pomóc twojej głowie.” Ziewnęłam, “Nie mogę uwierzyć, że będziesz miała kaca w swoje urodziny.” Zachichotałam lekko.
Jazzy ponownie jękneła. “Chcę po prostu spać do moich następnych urodzin.” Stwierdziła i lekko zakasłała. 
Leżałyśmy na łóżku nie odzywając się przez jakieś pięc minut i już prawie usypiałyśmy gdy drzwi się powoli otworzyły. 
Uno… Dos… Tres… ” szepnął głos Rayne.
Trzymałam swoje oczy zamknięte ponieważ nie miałam pojęcia co zamierzała zrobić, ale cokolwiek to było, nie mogło być dobre ani dla mnie ani dla Jazzy.
“Wszystkiego najlepszego, Jazzy!” Krzyki wybuchły poprzez cały pokój, a Jazzy i ja krzyknęłyśmy w przerażeniu. Wystrzeliłam do góry, a Jazzy spadła z jej strony łóżka pociągając mnie ze sobą przez co obie mocno uderzyłyśmy o podłogę.
“Oh mierda, tak mi przykro.” Krzykneła Rayne i przybiegła do nas i stała patrząc na nas zamiast nam aktualnie pomóc.
Właśnie wtedy usłyszałam męski śmiech, bardzo ciągły męski śmiech.
Warknęłam do podłogi. “Przestańcie dzwonić na Face Time, wy cholerni stalkerzy.” Wystrzeliłam jednak to nie zatrzymało ich śmiechów.
“Proszę, powiedz mi, że nagrywasz tą rozmowe?” powiedział Justin, mówiąc najprawdopodobniej do Dante ponieważ zadzwonili na telefon Rayne.
“Tak, wcisnąłem nagrywanie kiedy Rayne zakradła się do pokoju” zaśmiał się Dante.
Jazzy jękneła obok mnie, a ja sapnęłam. “Jeśli wsadzicie to na YouTube cały świat będzie wiedział, że Justin ma małego, Harley goli swoją klatke, Jackson płacze na Królu Lwie kiedy Mufasa umiera, a Dante moczył łóżko do trzynastego roku życia.” Powiedziałam z głową wciąż przyciśniętą do podłogi. 
Nagle męskie śmiechy się zatrzymały; wybuchł śmiech dziewczyn. Uniosłam głowę i zobaczyłam Pattie i Bailę siedzące na łóżku smiejąc się kiedy Rayne chichotała trzymając telefon, który wciąż był skupiony na mnie i Jazzy.
Westchnęłam i pomogłam Jazzy, wdrapałyśmy się znów na łóżko, a ona wtuliła się obok mnie.
“Okej, ja chcę jedynie przypomnieć, że mam problemy z pęcherzem, których nie umiem kontrolować w niektórych momentach.” Wyamrotał Dante. 
“Niech wasza czwórka nie ocenia również i mnie. To smutne gdy Simba próbuje obudzić swojego tatę i nie zdaje sobie sprawy z tego, że on nie żyje. To po prostu na mnie działa, okej?” Sapnął Jackson na co ja przygryzłam swoją wargę żeby się nie zaśmiać.
“Nie zawsze golę swoją klatkę.” Wymamrotał głos Harley’a. 
Po chwili nastąpiła chwila ciszy. “I nie, nie mam kurwa małego.”
Wybuchłam śmiechem.
Nie miał małego, ale potrzebowalam czegoś co by go ośmieszyło jeśli umieścililby to wideo online.
“Twoja matka i siostra są obecne, wiesz? Nie musimy słyszeć o twoim penisie ani o tym czy jest mały czy też duży.” Jazzy odchrząkneła, a ja się uśmiechnełam.
Zanim jednak chłopcy mogli coś powiedzieć, Rayne zakończyła połączenie po czym opadła na łóżko. “Muszę iść do apartamentu Dante. Josh – współlokator Dante – wrócił z wizyty u rodziców, a ja muszę posprzątać zanim zobaczy moje wszędzie porozwieszane ciuchy.” Powiedziała na co zachichotałam.
“Pattie i ja wybieramy się na małe zakupy. Kyah, jesteś na służbie Jazzy.” Baila się wyszczerzyła.
Usiadłam tak szybko, że o mało co nie dostałam zawrotu głowy. “Czemu ja? Zajmowałam się nią całą noc.” Wykrzyknęłam.
Pattie uśmiechnęła się szeroko. “Jazmyn, skarbie, z kim wolałabyś spędzić wolny czas, ze mną czy z Kyah?” pytała Jazzy, która wciąż leżała obok mnie, przytulając się z zamkniętymi oczami. 
“Kyah.” Wymamrotała.
Westchnęłam opadając znów na łóżko. “W porządku, miłych zakupów.” Wyburczałam kiedy wszyscy zostawili mnie samą z Jazzy. “Suki.” Wymamrotałam na co Jazzy zachichotała gdzieś za mną po czym jęknęła. 
Pochyliła się i sprawdziła godzinę. “Wow, jest już druga po południu.”
Wzruszyłam ramionami. “Jest sobota, wolno nam spać do późna.” Ziewnęłam po czym wstałam i rozciągnełam się.
“Kyah, co pomoże mi poczuć się lepiej?” Jazzy zaskomlała wstając z łóżka.
“Jedzenie i prysznic. Leć się ogarnąć, a ja przygotuje dla ciebie lekarstwo na kaca.” Powiedziałam, a ona przytaknęła i poszła do łazienki. 
Poszłam do kuchni gdzie znalazłam Tibbles’a przedzierającego się przez pudełko Lucky Charms*. 
“Oh, niegrzeczny chłopiec. Nie ma zjadania jedzenia dla ludzi, to źle działa na twój brzuszek.”Powiedziałam i podniosłam go z ziemi. 
Wyrzuciłam zniszczone pudełko tuląc Tibbles’a w moich ramionach. “Jesteś taki uroczy, że chcę cię wysciskać, oh tak, chcę.” Zagruchałam gdy lekko zasomlał. 
Wywróciłam swoimi oczami. “Nie martw się maluchu, nie zrobię tego. Powiedziałam, że chcę cię wyściskać, a nie, że mam zamiar cię wyściskać.” Zachicotałam i położyłam go znów na podłodze.
“Okej kolego, chcesz mi pomóc zrobić śniadanie lub raczej um lunch?” Ponownie do niego zagruchałam.
Spojrzał na mnie po czym się odwrócił i odszedł ode mnie. Wszedł do salonu gdzie wdrapał się do swojego spania, opadł na nie i zamknął oczy. 
“Cóż, to było niegrzeczne.” Wymamrotałam odwracając się do lodówki, z której wyciagnęłam pudding, kiełbaski, bekon i jajka. 
Włączyłam kuchenkę i chwyciłam za patelnie do smażenia wlewając na nie nieco oliwy z oliwek po czym ułożyłam je obie na kuchence. Kiedy patelnie się nagrzały, rozbiłam jajka i wlałam je na jedną z patelni gdy na drugiej już leżały kiełbaski, bekon i pudding. 
Dałam im poskwierczeć przez pare minut i przerzuciłam je na drugą stronę. Powtarzałam tą czynność dopóki wszystko było już gotowe i wydałam dwa talerze jedzenia akurat kiedy Jazzy przybiegła do pokoju w piżamie z niechlujnym mokrym kokiem na czubku jej głowy.
“To pachnie niesamowicie.” Wybuchnęła.
W moich ustach zebrała się ślina i uśmiechnęłam się. “Wiem, Justin kocha kiedy przygotowuję to po nocy ciężkiego picia.” Uśmiechnęłam się radośnie podając jej talerz pełny jedzenia. 
Szybko wypełiłam dwie szklanki sokiem pomarańczowym i wzięłam swoje lekarstwa. Obie usadowiłyśmy się przez telewizorem i zjadłyśmy nasze jedzenie. Kiedy skończyłyśmy, umyłam talerze i znów wdrapałam się na kanapę. 
Usłyszałam dźwięk, który brzmiał jak pierdnięcie po czym okropny zapach uderzył w moje nozdrza z całą siłą. “Ew.” Zapłakałam zakrywając swój nos. 
“O mój Boże, Kyah! Koleś, ostrzeż mnie następnym razem.” Jazzy ciężko złapała powietrze. 
Gapiłam się na nią. “To nie byłam ja!” Wykrzyknęłam, zaskoczona, że wydała takie oskarżene. 
“Cóż, to nie byłam ja.” Powiedziała zakrywając swój własny nos. 
“Więc kto? Niewidziany facet obok ciebie?” Splunęłam sarkastycznie. 
Parsknęła i kontynuowała wtykanie swoich palców do nosa. “Mówię serio, to nie byłam ja, koleś.” Stwierdziła i odwróciła swój wzrok znów na telewizor.
Zapach odszedł w miedzyczsie kiedy my się usadziłyśmy i oglądałyśmy powtórki Teen Mom. “Absolutnie nienawidzę głosu Farrah, jest tak cholernie piskliwy.” Powiedziała Jazzy, a ja zaśmiałam się przytakując w zgodzie.
“Tyler jest gorący, czyż nie?” Powiedziałam po paru minutach.
Jazzy uśmiechnęła się głupawo. “Bardzo gorący, on i Caitlyn są moimi ulubieńcami. Są tacy bezinteresowni i dojrzali.” Wybuchnęła.
Własnie miałam odpowiedzieć kiedy znów pojawił się głośny dźwięk pierdnięcia tym razem dochodzący z miesca obok krzesła. Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam spanie Tibbles’a. Spał leżąc na swoich plecach z łapkami w powietrzu. To byłoby ekstremalnie słodkie gdyby zapach nie był tak okropny. 
“To był Tibbles.” Ogłosiłam ponownie zakrywając swój nos.
Jazzy ponownie złapała ciężki oddech. “Dobry Boże, jak coś tak małego i słodkiego może wyprodukować taki odór.”
“Lepiej zabiorę go na szybki spacer, wrócę za jakieś pięć minut.” Powiedziałam chwytając za jedną z bluz Justina i przypięłam smycz do obroży Tibbles’a.
“No chodź, śmierdzący zadzie.” Burknęłam i praktycznie zbiegłam po schodach i wyszłam z budynku gdzie dosłownie zderzyłam się z Jake’iem i przypadkową dziewczyną. 
“Obowiązki wyprowadzania pieska?” Spytał z głupkowatym uśmiechem.
“Ha ha.” Powiedziałam uderzając jego ramię.
Wciąż był ubrany w ciuchy, w których widziałam go ostatniej nocy, wyszczerzyłam się.
Mój chłopak zaliczył.
“Kyah, to jest Anna-„
“Emma.” Dziewczyna poprawiła go posyłając mi spojrzenie.
Uśmiechnęłam się nie przejmując się. “Miło cię poznać.” Powiedziałam grzecznie.  
“Kyah jest moją BFF.” Wyszczerzył się, a ja zaśmiałam.
“Best female firend.” Parsknęłam i przybiłam mu żółwika.
Dziewczyna nie była pod wrażeniem, lecz wciąż to ignorowałam. “Później do ciebie napiszę J, okej? Muszę wyprowadzić tego małego faceta.” Wskazałam na Tibbles’a.
Jake przytaknął i pocałował mój policzek. “Do później, mała.” Puścił mi oczko. 
Wytknęłam na niego palcem na co się zaśmiał. Odwróciłam się i poszłam do małego parku na dole ulicy gdzie pozwoliłam Tibbles’owi załatwić swój biznes.
“Ohyda.” Powiedziałam zbierając jego kupę psią torebką, które mieli na stoisku w parku.
Im wcześniej Justin wróci tym lepiej, to on zazwyczaj robi te rzeczy.
Wyrzuciłam kupę i wziełam go na szybki spacer po czym skierowaliśmy się z powrotem do apartamentu. 
Kiedy wróciliśmy usłyszałam huk, westchnęłam. Tibbles nie przykuł większej uwagi do hałasu, najprościej odbiegł do swojego posłania, ułozył się w nim i znów zasnął.
Typowy facet!
Kolejny huk i znalazłam Jazzy leżącą na kuchennej podłodze śmiejącą się sama do siebie. “Koleś, co do cholery?” Powiedziałam i pomogłam jej wstać na nogi. 
“Kręci mi się w głowie.” Wybełkotała i zawiesiła swoje ramie wokół mojej szyi. 
Uniosłam brew patrząc jej w oczy. “Czy ty kurwa jesteś pijana, znowu?” Spytałam z szokiem przepełniającym mój głos.
“Nie.” Machneła na mnie, “tylko nieco podpita.”
Gapiłam się na nią. “Jak możesz być podpita? Gdy cię tu zostawiłam miałaś cholernego kaca!” Praktycznie wykrzyczałam.
“Shhh,” powiedziała Jazzy zakrywając moje usta, “Wygooglowałam jak wyleczyć kaca i pisało, że picie pomaga na kaca. Irlandczycy tak robią.” Zaznaczyła. 
Uderzyłam się dłonią w twarz. “Koleś, to leczy twojego kaca robiąc cię znów pijaną! I ty nie jesteś Irlandką, jesteś Kanadyjką, Irlandczycy umieją poradzić sobie ze swoim trunkiem, a ty wyraźnie nie.” Powiedziałam kręcąc glową.
“Co ty w ogóle wypiłas?” Spytałam ciekawa. 
Wzruszyła ramionami. “Myślę, że wino?” Powiedziała wskazując na w połowie pełną butelkę czerwonego wina. 
“Mój Boże, rano bedziesz w jeszcze gorszym stanie.” Westchnęłam przeczesując włosy swoimi palcami z flustracji.
“Zatańcz ze mną.” Krzyknęła i pociągnęła mnie do salonu.
Zatrzymałam sie i powiedziałam, “Nie ma muzyki.”
Wzruszyła ramionami i zaczęła śpiewać... lub raczej piać. “Nie nie, nie rób tego.” Powiedziałam zakrywając jej buzię, lecz ona polizała moją dłon. 
“Ew, koleś, nie rób tak,” powiedziałam przejeżdzając swoją dłonią po bluzie Justina. “Co jest z tobą i Rayne liżącą moją dłoń kiedy tak robię.” Spytałam kiedy ona próbowała mnie ugryźć.
“Um, co ty wyprawiasz?” Spytałam odsuwając się od niej.
Zasyczała jak wąż, “Jestem wampirem.”
“Mój Boże, jak pijana jesteś?” Spytałam gdy ona skoczyła na mnie okazując swoje zęby jakby naprawdę miała mnie ugryźć. 
Krzyknęłam i pobiegłam do swojego pokoju zamykając drzwi, lecz zdołałam je jedynie lekko przymknąć ponieważ Jazzy wstawiła swoją nogę między drzwi. 
“Chodź tutaj.” Ponownie zasyczała.
Śmiałam się tak bardzo, że traciłam siłę aby utrzymać drzwi, więc dostała się do środka i skoczyła na mnie.
“Co teraz?” Spytałam Jazzy.
Spojrzała na mnie i wybuchnęła śmiechem. “Nie wiem. Nie myślałam o niczym poza z-złapaniem cię.” Wzruszyła ramionami i stoczyła się ze mnie. 
Zaśmiałam się i wstałam pomagając jej stanąć na nogi. “Okej, więc wampirzyca Jazzy odeszła?” Spytałam.
Udała, że mnie gryzie, lecz później pokiwała głową i zaczęła śpiewać sama do siebie. Przetarłam twarz swoimi dłońmi i pokręciłam głową. Ta dziewczyna była szalona – niezamierzona gra słów.
Wybiegła nagle do salonu, a ja usłyszałam warczenie Tibblesa, więc oczywiście biegłam jak nietoperz z piekła myśląc, że Jazzy krzywdziła moje dziecko, lecz co robiła gdy weszłam? Tańczyła z Tibbles’em!
Leżała na podłodze trzymając Tibblesa aby stał na tylnich łapach i poruszała nim więc wyglądał jakby tańczył, piejąc również I’m sexy and I know it. Sadzę, że Tibbles nie był zadowolony z wyboru utworu.
“Daj mi mojego szczeniaczka.” Powiedziałam zabierając Tibbles’a od Jazzy, która jęknęła, ale kontynuowała leżenie na podłodze równocześnie śpiewając głośno przypadkową piosenkę.  
Położyłam Tibbles’a na podłodze, a on pobiegł do mojej sypialni przez co zachichotałam. Chciał uciec od pijactwa Jazzy.
Doskonale wiedziałam jak się czuł.
“Jazzy?” Powiedziałam siadając na sofie, patrząc na dół na nią.
“Tak, dziewczyno mojego dużego brata?” Odpowiedziała sprawiając, że zachichotałam.
“Zeszłej nocy całowałaś się z moim przyjacielem.” Powiedziałam, a ona sapnęła.
Podniosła się z podłogi. “Nie. Ma. Mowy.”
“Jest.” Zaśmiałam się.
Sapnęła. “Był gorący?”
Uśmiechnęłam się. “Jake jest strasznie gorący.” Powiedziałam na co ona uśmiechneła się głupawo następnie wystrzelając w górę i krzycząc.
“Co? Co się stało?” Rownież podskoczyłam.
“Chcę słodycze.” Powiedziała i pobiegła do kuchni. 
Ułożyłam swoją dłoń na sercu i odetchnęłam. “Słodycze? Krzyczysz jakbyś była mordowana ponieważ chcesz słodycze?” Spytałam, a ona uśmiechnęła się wkładając garść misiowych żelków do buzi.
Zignorowałam ją kiedy zadzwonił mój telefon. Odebrałam widząc, że dzwoni Pattie. 
“Hej skarbie, jak ona sobie radzi?” Spytała Pattie.
Przygryzłam swoją wargę i spojrzałam na Jazzy, która aktualnie kręciła się w kółko śmiejąc się do siebie. Nienawidzę łamać, więc wywnioskowałam, że bedzie najlepiej jeśli będe szczera.
“Cóż…to zabrzmi dziwnie, ale zabrałam Tibbles’a na szybki spacer, a kiedy wróciłam do domu Jazzy była znów cholenie pijana. Spytałam ją czemu i powiedziała, że czytała o tym jak picie może wyleczyć kaca. Wypiła za dużo i znów jest pijana, ale zajmuję się nią.” Powiedziałam na jednym oddechu. 
Usłyszałam westchnięcie Pattie. “Ta dziewczyna będzie w strasznych kłopotach kiedy wrócę do domu. Okej, spróbuj ją przekonać żeby poszła spać. Powinna znów odlecieć po alkoholu.” Powiedziała.
“Okej, spróbuje.”
Powiedziałyśmy nasze pożegnania i rozłaczyłyśmy się.
“Yo Jazzy, chcesz może spróbować się położyć i zasnąć na jakiś czas?” Spytałam z uśmiechem.
“Zrobię to jeśli zjesz ze mną troche słodyczy.” Odpowiedziała.
Potarłam swoje skronie wzdychjąc. Szybko wzięłam swoje lekarstwa i dołączyłam do niej w kuchni. “Okej, daj mi trochę.” Powiedziałam i zaczęłam jeść misiowe żelki i batoniki.
Po pewnej chwili jedzenia zaczęłam się czuć nieco gorzej, więc zaprzestałam jedzenie. “Szykuj się do łóżka.” Wymusiłam.
Jazzy wzruszyła ramionami, więc zaprowadziłam ją w dół holu aż do mojego pokoju i pomogłam jej wejść do łóżka. “Nie zostawiaj mnie.” Zaskomlała.
Zauważyłam, że Tibbles znów opuszcza pokój, więc zaśmiałam się lekko, lecz następnie westchnęłam wchodząc do łożka do dziewczyny. Objęłam swój brzuch ponieważ naprawdę mnie bolał i zanim się zorientowałam, obie Jazzy i ja znów odpłynęłyśmy. 

****

“Halo?” Zabrzmiały głosy, z któregoś miejsca w apartamencie.
Skuliłam się.
Wiedziałam dokładnie do kogo należały te głosy.
Papicito.” Rozbrzmiał głos Rayne.
Oh, kurwa!
Oni naprawdę wrócili.
“Jazzy,” Szepnęłam i potrząsłam ją, sprawdziłam godzinę, było po siódmej rano, lot chłopaków był wcześnie rano. Ja i Jazzy znów przespałyśmy noc.
“Co?”Burknęła.
Usiadłam i jęknęłam. Bóle mojego brzucha wciąż tu były i bolały jak cholera. 
“Chłopcy wrócili.” Powiedziałam na co również szybko usiadła, lecz jęknęła łapiąc się za głowę.
“Co do cholery się stało?” Spytała mnie.
Gapiłam się na nią. “Byłaś pijana przez jakieś dwa dni, koleś, a ja musiałam się tobą opiekować. Jesteś właśnie na kacu po alkoholu w międzyczasie kiedy ja mam kaca po zbyt wielkiej ilości cukru.” Powiedziałam gładząc swój brzuch.
Usłyszalam kroki pochodzące z końca holu i popchnęłam Jazzy do tyłu. “Udawaj, że śpimy, może zostawią nas w spokoju.” Powiedziałam szybko i obróciłam się na swój brzuch. 
Koc się uniósł, a moja prawa noga była zdemaskowana aż do moich majtek ponieważ moja koszulka również się podwinęła. Nie miałam czasu żeby to poprawić, bo nagle otworzyły się drzwi. 
Usłyszałam jęk po czym kroki. Na minute zapadła cisza po czym poczułam dłoń powoli przesuwającą się w górę mojej nogi następnie spoczywając na moim tyłku. Dłoń nieco mnie uścisnęła, a ja zirytowałam się ponieważ byłam pieszczona.
“Zabierz swoją dłoń z mojego tyłka i wycofaj się.” Powiedziałam do swojej poduszki.
Usłyszałam chichot.
“Cześć tobie też, Kotku.” Wymruczał Justin.
Zanim zdąrzyłam odpowiedzieć, wskoczył pomiędzy Jazzy i mnie. Jazzy zapłakała, a ja burknęłam i uderzyłam Justina.
“Co jest z tobą nie tak? Ty głupi kretynie.” Splunęła Jazzy również go uderzając.
“Ow! Okej, wy obie musicie przestać mnie bić.” Zaśmiał się Justin.
“Co jest nie tak z waszą dwójką?” Spytał po chwili.
Jazzy i ja znów się położyłyśmy. “Nic,” powiedziałyśmy w zgodzie.
Właśnie wtedy moi bracia i Jaxon wpadli do pokoju. “Wstawać, wstawać, śpiochy.” Zaśpiewał Harley, a ja się skrzywiłam przez to jak głośny był. 
“Shhh.” Jazzy warknęła.
Zasłony w moim pokoju zostały momentalnie odsłonione, więc Jazzy i ja zapiszczałyśmy zakrywając oczy.
“Czym wy jesteście? Wampirami?” Zachichotał Jackson.
Pomyślałam o Jazzy udającej wampira zeszłej nocy, ale nie odezwałam się.
“Jazzy, jesteś pochorowana?” Justin spytał, a ona pokiwała lekko głową.
Zakryłam swój uśmieszek. Mogła po prostu zagrać kartą chorej- “Jazmyn Bieber.” Głos Jeremy’ego wybuchł gdzieś w salonie.
“Oh, kurwa.” Powiedziałam pochylając się nieco do tyłu. 
Justin przekręcił swoją głowę w moją stronę, moi bracia również.
“Co jest?” Spytali.
Spojrzałam na Jazzy i wzruszyłam ramionami.
“Pijana prawie dwa dni? Jesteś uziemiona, młoda damo.” Krzyknął Jeremy gdy wchodził do mojego pokoju.
Jazzy i ja bawiłyśmy się naszymi palcami unikając patrzenia na kogokolwiek.
“Pijana? Kurwa, wiedziałem, kiedy zadzwoniłem do was w piątek.” Syknął Justin. 
Czułam się taka mała, mimo że to nie ja byłam tą, która dostawała wykład. 
“Mama na mnie nagadała?” Jazzy spytała na co parsknęłam ponieważ brzmiała jak małe dziecko.
Usłyszałam warknięcie i spięłam się.
“Sądzisz, że to śmieszne?” Spytał mnie Justin.
Wzruszyłam ramionami. “Niezupełnie. To ja byłam tą, która się nią zajmowała w Jed’s i cały wczorajszy dzień.”
Justin prychął. “Odwaliłaś kawał okropnej roboty zauważając, że upiła się w oba dni.” Syknął.
Wywróciłam oczami. “Ona nie jest małym dzieckiem, ma osiemnaście lat, na litość Boską. W dodatku wczorajsze picie było nieporozumieniem.” Wzruszyłam ramionami.
“Jakto?” Wtrącił się.
Wzruszyłam ramionami po czym zachichotałam myśląc o wszystkich śmiesznych rzeczach, które zrobiła będąc pijana. Spojrzałam w górę i jedyną szczerzącą się na mnie osobą był Jaxon. “Popatrz, nie mówię, że nie powinna była pić alkoholu, ale jest taka śmieszna kiedy jest pijana i ma dobry gust jeśli chodzi o facetów-” Zakryłam swoje usta dłonią.
“Faceci, jacy faceci?” Justin i Jaxon wybuchnęli. 
“Kto déjà vu” Wymamrotałam i Justin warknął.
“Nic, żadni goście.” Uśmiechnęłam się niewinnie. 
“Ona kłamie.” Powiedział Jackson, a ja warknęłam na niego, ale on jedynie uśmiechnął się na mnie głupkowato. 
“Jaxon, idź i weź mój telefon z mojej torby, i przynieś moją ładowarkę z salonu. Padła mu bateria w piątek kiedy napisałem do ciebie, ale jednak jestem pewien, że Adam napisałby do mnie jeśli coś byście odwaliły.” Powiedział patrząc na mnie, czekając na moją reakcje.
Patrzyłamm jak Jaxon się na mnie wyszczerza. Zeskoczyłam z łóżka uciekając z zasięgu Justina i pobiegłam do pokoju trzymając mój bolący brzuch.
“Gdzie jest torba Justina?” Spytałam gdy znalazłam się w salonie.
Pattie, Baila i Rayne wzruszyły ramionami, a ja miałam zamiar zacząć szukać kiedy zostałam podniesiona od tyłu. “Skąd ten pośpiech, Kotek?” Justin wyszeptał do mojego ucha. 
Jęknęłam. “Spójrz, to nie to co myślisz. Adam trzymał chłopaków z daleka od nas, my po prostu tańczyłyśmy i miałyśmy dobrą noc. To wszystko.” Powiedziałam.
Wyszczerzył się. “Więc nie będziesz mieć problemu jeśli sprawdzę swój telefon.”
“Drań.” Wybełkotałam, a on uniósł telefon gdy Jaxon mu go podał.
Podłaczył ładowarkę do gniazdka i włączył swój telefon. Zastanawiało mnie czemu nie był wkurzony gdy widział mnie i Jazzy, to ma sens, że jego telefon padł. Nie widział wiadomości od Adama, więc nie wiedział o Jake’u ani o tym jak pijana była.
Czekałam kiedy stukał w ekran swojego telefonu. Skuliłam się patrząc jak jego twarz staje się coraz bardziej surowa. “Jake,” odburknął, zastanawiając się chwilę nad imieniem po czym warknął, “w sensie Jake Parker?”
“Nie wiedział ile miała lat ani, że jest twoją siostrą, Justin, przysięgam.” Wypaliłam.
“Poczekaj tu.” Powiedział do mnie kiedy inni opuścili pokój.
Wyskoczyłam przed Justina. “Nie, ona nawet nie pamięta, że go całowała, Justin.” Syknęłam.
Rzucił mi piorunujące spojrzenie i stanowczo powiedział, “Zejdź mi z drogi, teraz Kyah.”
Patrzyłam jak Harley stanął po stronie Justina wyglądając na tak samo zdenerwowanego jak on.
“Nie, nie skrzywdzisz za to mojego przyjaciela. Dobrze wiesz, że jeśli wiedziałby kim ona jest to nawet by jej nie dotknął.”
Obserwowałam pracę jego szczęki mówiącą mi, że stawał się coraz bardziej zły. “Stajesz po jego stronie zamiast po mojej?” Warknął. 
“W tej sprawie, tak, ponieważ to nie była jego wina. Jesteś wkurzony, bo było coś pomiędzy nim i mną, a ty nigdy go nie lubiłeś. Szukasz innego powodu żeby go uderzyć, zawsze to robiłeś.” Krzyknęłam, a on wzruszył ramionami. 
“Teraz już mam powód.” Wyszczerzył się złośliwie i wyminął mnie.
Złapałam jego ramię. “Jeśli to zrobisz, nie wybaczę ci.” Ostrzegłam. 
Przeniósł swój wzrok ze mnie na Jazzy. “To jest moja siostra.” Powiedział jakby to wszystko rozwiązało i opuścił apartament z Harley’em i Jaxonem tuż za nim.
Ruszyłam żeby pójść za nim, lecz Pattie mnie zatrzymała. “On tylko zamieni słowo z tym chłopcem i powie mu żeby się więcej nie zbliżał do Jazmyn.” Powiedziała.
Pokręciłam głową. “Nie, on nienawidzi Jake’a. To nie była wina Jake’a, Jazzy była tą pijaną w trzy dupy i wyglądała na starszą niż jest. Nie możesz go za to winić.” Powiedziałam na co Pattie westchneła, “Skarbie, idź i upewnij się, że nie zacznie żadnych problemów.” Powiedziała do Jeremy’ego.
Ja się upewnie, że nic nie zrobi.” Powiedziałam wychodząc z apartamentu i nie czekając aż ktoś pójdzie ze mną.
Zbiegłam schodami i wbiegłam na piętro Jake’a. Zauważyłam Jaxon’a i Harley’a śmiejących się kiedy Justin przykuł Jake’a do ściany przy jego drzwiach.
“Przestań,” krzyknęłam i wszyscy spojrzeli na mnie, “co do cholery jest z tobą nie tak, już ci mówiłam, że to nie była jego wina, on nie wiedział kim ona jest.” Krzyknęłam na Justina i odepchnełam od siebie Harley’a kiedy chciał mnie złapać.
Jake miał ogromny czerwony ślad na jego szczęce jak i oku, które zaczynało puchnąć.
“Twoja twarz,” Skrzywiłam się do Jake’a.
“Nic mi nie jest,” Zapewnił mnie.
Rzuciłam Justinowi piorunujące spojrzenie. “Zostaw go, teraz, albo przysięgam, że tego pożałujesz, Justin.” Ostrzegłam.
Zaśmiał się ze złością i powiedział drażniąc się, “Bo co zrobisz, Kicia?”
Podniosłam swoją nogę i kopnęłam go bezpośrednio między nogi. “To jest to co zrobię.” Odpowiedziałam.
Puścił Jake’a i upadł na swoje kolna. “Teraz cała wasza trójka może się odpieprzyć.” Splunęłam. 
Jaxon wzdrygnął się na mój wybór słów, lecz byłam zbyt wkurzona żeby o to dbać.
Skierowałam Jake’a do jego apartamentu, poszłam za nim i zatrzasnęłam za nami drzwi.
“Wynoś się... z tego apartamentu... Kyah... teraz!” Justin wykrzyczał pomiędzy burknięciami.
“Okładam jego twarz, idź sobie.” Odkrzyknęłam kopiąc drzwi z flustracji. 
Odwróciłam się do Jake’a i skrzywiłam się, “Tak bardzo mi przykro.”
Wzruszył ramionami, “To była moja wina. W przyszłości nie będę całował żadnej przypadkowej dziewczyny dopóki nie poznam jej imienia ani wieku.” Uśmiechnął się, a ja lekko zachichotałam.
“To brzmi jak bardzo dobry pomysł.” Powiedziałam wyjmując jakiś mrożony groszek z jego zamrażarki i owięłam go w ścierkę.
“Nie mogę uwierzyć, że kopnęłaś go w jego klejnoty. Żaden koleś na to nie zasługuje, Kyah.” Powiedział Jake odchylając głowę do tyłu.
Wywróciłam swoimi oczami. “Nie dbam o to, to co się stało nie było twoją winą. Swoją drogą, on szukał powodu żeby cię uderzyć od tego dnia w kafeterii.” Powiedziałam, a Jake wzruszył ramionami.
“A teraz to wyszło z jego systemu,” Zachichotał, “jemu nigdy nie będzie się podobało to, że jesteśmy przyjaciółmi, ale będzie musiał po prostu z tym żyć.”
Stanowczo przytaknęłam. “Cholerna racja, że będzie.” Powiedziałam i westchnęłam.
“To sposób w jaki on i moi bracia radzą sobie ze wszystkim, pieprzona przemoc! Wiem, że go kopnęłam, ale przynajmniej próbowałam najpierw o tym porozmawiać.” Powiedziałam i Jake się zaśmiał.
“On jest awanturnikiem Kyah, to oczywiste, że reaguje przemocą.” Wzruszył ramionami. “Spójrz, ja zrobiłbym to samo kolesiowi jeśli miałbym młodszą siostrę.”
Gapiłam się na niego. “Co? Masz na myśli, że jesteś w porządku z tym, że cię uderzył, mimo że to nie była twoja wina, że nie wiedziałes, że Jazzy to jego siostra?” Spytałam totalnie zdezorientowana.
Jake przytaknął. “On wie, że jeśli nie to, że nam przerwano, nie zatrzymałbym się na całowaniu. Jazzy była bardzo gotowa, a ja jestem facetem, Kyah, przespałbym się z nią i ruszył na przód.” Wzruszył ramionami. “To właśnie to co faceci i dziewczyny robią w Jed’s.”
Zmarszczyłam brwi. “Wiem to, ale nie zraniłbyś jej celowo.” Powiedziałam.
Przytaknął. “Masz rację, nie zrobiłbym tego, ale to ona pocałowała mnie pierwsza i cholera, jej ręce były wszędzie dając mi wrażenie, że chciała mnie przelecieć.” Wytłumaczył.
Usiadłam krzywiąc się. “Nie pomyślałam o tym.” Powiedziałam.
Jake się zaśmiał. “Justin chiał po prostu zaznaczyć, że jego siostra nie jest dziwką.”
Jęknęłam. “Cóż, poza tym, to wciąż niewłaściwe żeby cię uderzyć, mógł ci powiedzieć.”
“Tu się z tobą zgadzam.” Zażartował trzymając silnie groszek przy swojej twarzy.
Jęknęłam i złapałam za swój brzuch.
“Wszystko z tobą w porządku?” Jake zapytał.
Wiem. “Cukrowy kac.” Powiedziałam na co się zaśmiał.
“Za dużo śmieciowego jedzenia zeszłej nocy?”
“O wiele za dużo.” Mruknęłam, a on zachichotał.
“Dzięki za obronę,Ky.”
 Pochyliłam się i pocałowałam jego policzek. “Nie ma za co, mój przyjacielu.”Puściłam mu oczko, a on zachichotał.
“Wracam do łóżka. Jest jakaś siódma rano, a ja zostałem obudzony i pobity, zasługuje na pare więcej godzin snu.” Powiedział na co się zaśmiałam.
“Zadzwonię do ciebie później, okej?” Powiedziałam, a on przytaknął.
Wstałam i wyprowadziłam się sama z apartamentu i znalazłam Justina siedzącego naprzeciwko ściany z jego oboma dłońmi trzymającego jego części.
“Nie ufałeś mi czy coś, że wciąż tu jesteś?” Spytałam zamykając za sobą drzwi Jake’a.
Potrząsnął swoją głową, “Wciąż tu jestem, ponieważ nie mogę się jeszcze podnieść.” skinął  głową na swoje dłonie podtrzymujące jego części.
“Oh, tak,” wymamrotałam, “przepraszam.”
Prychnął. “Ta, brzmisz naprawdę współczująco.”
Burknęłam. “Jest mi przykro. Nie chciałam cię skrzywdzić, ale wkurzyłeś mnie, wielokrotnie cię prosiłam żebyś nie krzywdził Jake’a, lecz ty i tak to zrobiłeś.” Ułożyłam dłonie na swoich biodrach.
“Syszałem jak gadaliście, wytłumaczył czemu zrobiłem to co zrobiłem.” Powiedział, a ja westchnęłam i pokręciłam swoją głową.
“To nie ma znaczenia Justin, prosiłam, a raczej błagałam żebyś go nie bił. Musisz zdać sobie sprawę z tego, że on jest moim przyjacielem. Jakbyś się czuł gdybym nie była spokrewniona z Harley’em i podeszłabym do niego uderzając go wielorotnie w twarz?” Nacisnęłam.
Wzruszył lekko ramionami i lekko sie do mnie umiechnął, “Zgaduję, że niezbyt by mi się to podobało.”
Przygryłam wnetrze swoich ust żeby się nie uśmiechnąć, jednak zawiodłam. 
“Uśmiechnęłaś się. Nie możesz mnie uważać za takiego drania skoro mogę sprawić, że się uśmiechasz.” Rozpromieniał.
Wywróciłam oczami. “Jesteś draniem, i to wielkim.” Wymamrotałam sprawiając, że Justin zachichotał.
“Więc,” urwał, “Jazzy jest śmiesznym pijakiem?”
Parsknęłam. “Nawet byś nie uwierzył. W pewnym momencie myślała, że jest wampirem i goniła za mną próbując mnie ugryźć. Kiedy mnie złapała, wskoczyła na mnie i-” Urwałam, widząc przerażony wzrok Justina i zaśmiałam się.
“Nie zrobiła niczego ohydnego, tylko kazała mi taczyć bez muzyki i spiewała –bardzo źle- oh, i cholernie wystraszyła Tibbles’a. Kiedykolwiek weszła do pokoju, opuszczał go idąc do innego.” Zachichotałam, a Justin się zaśmiał.
Skrzywił się nieco, ja również. “Przepraszam, że cię zraniłam, kochanie.” Szepnęłam.
Westchnął i zarzucił swoje ramie wokół mojej szyi. “Powiedziałbym, że jest okej, ale nie jest. Potrzebuję okładów na moje jaja.” Powiedział, a ja zachichotałam.
Wyciągnęłam telefon z jego kieszeni i wykręciłam numer Harley’a.
“Czy on czegoś z nią próbuje, chłopie?” Harley powiedział od razu po odebraniu. 
“Tutaj Kyah, i nikt niczego z nikim nie próbuje, kretynie.” Syknęłam wywracająć oczami na jego głupi komentarz. “Potrzebuje żebyście ty i Jackson zeszli na dół i pomogli Justinowi, on w pewnym sensie nie jest w stanie poruszać się zbyt dobrze.”
Harley się zaśmiał. “Jesteśmy w drodze, mała siostrzyczko.” Powiedział i się rozłączył.

Harley i Jackson zeszli na dół i pomogli Justinowi wrócić do mojego apartamentu. Kiedy weszliśmy do salonu, usiedliśmy na krzesłach i wszyscy po prostu na mnie patrzyli.
”Więc,” uśmiechnęłam się, ”Jak poszedł mecz?”
Dante się zaśmiał po czym przestał gdy Rayne go uderzyła. ”No co? Jej wyczucie czasu jest śmieszne.” Szepnął.
Wyszczerzyłam się, lecz przestałam gdy spojrzała na mnie Pattie.
”Um, przepraszam, że go kopnęłam... Tak sądzę.” Wymamrotałam.
Justin sapnął z niedaleka gdy Jeremy wybuchł śmiechem wraz z resztą chłopaków. Pattie się wyszczerzyła, a ja parsknęłam lekko.
“Cieszę się, że uważasz, że to śmieszne mamo, teraz mogę być niezdolny żeby dać ci wnuczęta.” Powiedział.
Wywróciłam oczami kiedy twarze moich braci stały się surowe. 
Zero gadania o dzieciach czy zapładnianiu mojej siostry, Bieber.” Ostrzegł Harley, a Justin się wyszczerzył, lecz przytaknął. 
”Kyah, jesteś na służbie Justina odkąd to ty jesteś tą, która go unieruchomiła.” Ogłosiła Rayne. 
Sapnęłam. ”To nie fair, on mnie do tego zmusił.”
”Oh tak, fizycznie podniosłem twoją nogę i wycelowałem nią w moje jaja.” Splunął sarkastycznie.
Zignorowałam go i spojrzałam na Rayne, która wzruszyła ramionami. ”Wszyscy mamy miejsca, w których musimy być, mami. Chłopcy pójdą grać w piłkę a my chicas idziemy na zakupy żeby spróbować poprawić samopoczucie Jazzy spowodowane jej kacem.” Powiedziała.
Zagapiłam się na nią. ”Poprawić samopoczucie Jazzy? Ja opiekowałam się nią za pierwszym i drugim razem kiedy była pijana przez dwa poprzednie dni, musiałam ją umyć z wymiocin, raz chciała mnie ugryźć, kazała mi zjeść tyle słodyczy, że mam cukrowego kaca i całowała się z moim przyjacielem co doprowadziło do atakującego go Justina i mnie uderzającej Justina! Jeśli ktokolwiek potrzebuje poprawy samopoczucia, to ja!” Skrzyżowałam swoje ramiona dąsając się. Totalnie wiem, że brzmię jak dziecko, ale cokolwiek.
”Ta... um, kocham cię mała siostrzyczko,” powiedział Dante, "pa.” Krzyknął i zmył się wraz z chłopakami tuż za nim. 
"Dzięki, kolego z macicy.” Odkrzyknęłam.
Dziewczyny rownież się wyślizgnęły z apartamentu kiedy Justin zaopatrzył się w woreczek z lodem. Kiedy zauważyłam, że zostawili nas sam na sam, sapnęłam i dmuchnęłam łapiąc za pilota i usiadłam na sofie. Zdenerwowana przeleciałam przez programy do momentu kiedy ustaliłam, że obejrzę Sponge Bob'a. 
”Kotek,” Justin mruknął po paru minutach.
Nie odpowiedziałam zamiast tego podnosząc Tibbles'a z jego posłania i przytulając się do niego. "Kochanie," Justin spróbował ponownie.
Odwrócił się, więc wtulił się we mnie od tyłu. Powoli przyciągnął mnie do siebie i schował swoją twarz w tył mojej szyi. Zadrżałam czując za sobą jak staje się twardy. 
Ostatecznie, nie był złamany.
Zaśmiałam się. ”Możesz się pozbyć się tego wzwodu, juz ci powiedziałam w tej wiadomości, że niczego ode mnie nie dostaniesz.”
Warknął. ”Nie możesz być poważna, Kyah.”
Wstałam z Tibbles'em w moich ramionach. ”Jestem śmiertelnie poważna, poza tym, nie jest czasem złamany po moim kopnięciu?” Uśmiechnęłam się głupkowato, a on posłał mi piorunujące spojrzenie.
Spojrzał na Tibbles'a po czym na mnie. ”Niech on zdecyduje, osoba do której pójdzie decyduje czy będziemy uprawiać seks czy nie.” Rzucił wyzwanie.
Wywróciłam oczami, to było oczywiste, że wygram. Tibbles praktycznie nie lubi Justina.
Ułożyłam Tibbles'a na podłodze i nie odezwałam się do niego, nie musiałam. ”Chodź tutaj, kumplu.” Odezwał się Justin, ale on został przy moich nogach.
”Tibbles. Chodź. Tutaj.” Powiedział Justin próbując sciągnąć jego uwagę.
Tibbles spojrzał na niego wciąż się nie ruszając.
Ewentualnie odwrócił się z powrotem do mnie i ułożył swoje łapy na moich stopach. Uśmiechnęłam się i podniosłam go dając mu buziaka w główkę.
"Niesprawiedliwe! Prawdopodobnie wyćwiczyłaś go żeby tak robił!” Stwierdził Justin.
"Przegrałeś, pogódź się z tym jak mężczyzna." Przerwałam i uśmiechnęłam się. "Idę się zdrzemnąć.”
”Ty mała włochata blokado kutasa." Usłyszałam Justina mamroczącego gdy układał się wygodniej na kanapie z jego woreczkiem pełnym lodu.
Zachichotałam głaszcząc Tibbles'a. ”Dobry chłopiec.” Szepnęłam idąc kłusem do mojego pokoju z uśmiechem na twarzy.
Pies to naprawdę najlepszy przyjaciel kobiety

**** 
Nowy rozdział przetłumaczony przez nową tłumaczkę :). Mam nadzieję, że nie porobiłam zbyt wielu błedów ortograficznych, interpunkcyjnych czy jakichkolwiek innych, przynajmniej się starałam. 
Przypominam, że osoby, które chcą być informowane o nowych rozdziałach muszą zostawić komentarz w zakładce "Informowani". 
-Wera


9 komentarzy:

  1. Cudowny rozdział *_* już nie mogę się doczekać następnego ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega rozdział kiedy pojawi sie kolejny ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju świetny rozdział kocham to opowiadanie i ciesze się że jest ono znowu tłumaczone

    OdpowiedzUsuń
  4. ciekawie ciekawei czekamy na wiecej :*

    OdpowiedzUsuń
  5. ojaaaaaa, jedno z moich ulubionych ff, rozdział świetny!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział! Kyah jesteś wielka!
    Czekam na następnym!:*

    OdpowiedzUsuń